Alicjo,
doczołgałam się do długiego weekendu. Sądziłam, że będzie mi
dane w końcu się wyspać, ale nic z tego. W nocy jedziemy
nad morze, do Gdyni (z pomysłu córki). Może po drodze odeśpię biedę. Morze
to moja miłość, a bardzo dawno nie byłam nad Bałtykiem. Powinnam oszaleć z radości
i w normalnych warunkach by tak było. Ale we mnie siedzi potwór i żre.
Zżera mnie od środka. Ratuję się zielenią listków na drzewach i krzewach,
trawą i mleczami. Liczę na to, że morze na choć trochę postawi mnie na
nogi. Bodaj na te pięć dni pobytu.
To tyle, miałam dzisiaj na 7.00, kręci mi się w głowie
z niewyspania. A gdzie jeszcze do czternastej…