Alicjo!
To chyba trochę dziwna forma wyrażania myśli, ale taka
akurat mi pasuje. Może kiedyś sprezentuję Ci te listy… Nie wiem.
Dokucza mi brak częstego kontaktu z Tobą, jednak gdy myślę,
żeby do Ciebie napisać albo zadzwonić, ręce mi opadają jak przy wszystkich
innych rzeczach, które chcę zrobić. Znasz już ten mój stan… Miewam też i „wzloty”,
na tyle, ile mogę przy mojej chorobie.
Gdy ostatnio rozmawiałyśmy przez telefon, poprosiłaś, żebym
pozdrowiła od Ciebie Panterę, gdy będę miała z nią kontakt. Zrobiłam to i teraz
czuję ogromny niesmak. Pantera jest bardzo zaangażowana, jeśli chodzi o programową
nienawiść do kościoła i katolików (do innych religii zresztą też).
Zareagowała żywiołowo, gdy przypomniałam jej, kim jesteś i skąd się
„znacie”. Napisała kategorycznie i bardzo nieprzyjaźnie, że nie pamięta i nie
chce pamiętać („Nie, ja takich ludzi wyrzucam z życia i z pamięci”).
No i przykro mi się zrobiło…
Ale było, minęło, ja Ciebie z pamięci ani z serca
nigdy nie zamierzam wyrzucać. Ciebie i Krzysia. To kochany człowiek. W moich
oczach jesteście parą doskonałą i kiedy tak sobie wspominam mój u Was
pobyt, to ciepło się robi w duszy i obrazy napływają same: my w fotelach
w spokojny wieczór, klasztorek, panorama Prudnika, nasz spacer…